A wiΩc jestem trzeci, Anarki drugi
i Gore nadal pierwszy. Czeka│ mnie pierwszy turniej jeden na jeden
z Anarkim. Wprost nie mog│em siΩ doczekaµ tego spotkania! Z tak▒
my╢l▒ usn▒│em ponownie w tej samej ochydnej komnacie.
VI Pierwszy turniej
Nie liczy│o siΩ ju┐ nic! Przede mn▒ dwa turnieje i jak to
powiedzia│ kapturnik: najtrudniejsze wyzwanie w piekle. Brzmi
zachΩcajco. NasunΩ│a mi siΩ pewna my╢l: co z Mayor? Jednak po
chwili przesta│em nad ni▒ dumaµ. G│upia dziewczyna, na co liczy│a
w piekle? Na co ja liczy│em?
Moim przeciwnikiem by│ Anarki, ma│y, szybki go╢µ na desce. Ja
by│em got≤w na wszystko, obmy╢la│em r≤┐ne plany, sztuczki
zasadzki. Nie by│o to mo┐liwe, bo nie wiedzia│em gdzie odbΩdzie
siΩ potyczka. Mimo to du┐▒ rado╢µ sprawi│o mi obmy╢lanie takich
w│a╢nie rzeczy. Moje g│Ωbokie rozwa┐ania przerwa│o pojawienie siΩ
kapturnika. ,,Wejd╝ przyjacielu." rzek│em na przywitanie. On
odpar│: ,,Anarki przysy│a ci pozdrowienia oraz powodzenia w
nadchodz▒cej walce." Ta wiadomo╢µ pobudzi│a u mnie ma│▒ z│o╢µ.
Serdeczni╢ siΩ znalaz│, jak mu spiorΩ ty│ek to zakneblujΩ mu t▒
╢liczn▒ morde granatem. Jednak ja tylko siΩ u╢miechn▒│em do
opiekuna i pog│Ωbi│em siΩ w przemy╢leniach. Kapturnik doda│ tylko,
┐e turniej rozpoczyna siΩ za kilka minut i ┐ebym siΩ przygotowa│.
Nie minΩ│o kilka chwil, kiedy do teleportera. Niestety po drodze
nie spotka│em przeciwnika, a chΩtnie powiedzia│bym mu co╢ przed
jego ko±cem. Pojawi│em siΩ na mo╢cie, na jednym i drugim ko±cu
wznosi│y siΩ budowle. Ruszy│em w kierunku jednego z nich. Walka
odbywa│a siΩ do dziesiΩciu ofiar, pod mostem gulgota│a czerwona
lawa, niebo r≤wnie┐ pali│o siΩ czerwieni▒. Teraz poczu│em siΩ jak
w piekle!
W zamku znalaz│em piΩknego railguna. Ledwo go podnios│em, a za mn▒
rozleg│ huk wystrzeliwanych pocisk≤w. Znalaz│ mnie pierwszy!
Szybko odwr≤ci│em siΩ i strzeli│em na ╢lepo. Chybi│em, a napastnik
posuwa│ siΩ w bok unikaj▒c kolejnych wystrza│≤w. Schowa│em
railguna i chwyci│em shotguna. Anarki uzbrojony tylko w machinegun
nie mia│ szans. Jeden zero dla mnie! - krzykn▒│em dobijaj▒c martwe
zw│oki oponenta. Na drugim ko±cu mostu zauwa┐y│em poruszaj▒c▒ siΩ
sylwetkΩ. To zn≤w on! SiΩgn▒│em po railguna, ale on by│ pierwszy.
B│Ωkitny pocisk przeszy│ moje cia│o. Jeden jeden.
Tak siΩ z│o┐y│o, ┐e powr≤ci│em do gry tu┐ obok Anarkiego. Wzi▒│em
go z zaskoczenia. Niestety, on szybko siΩ po│apa│ o co chodzi i
zn≤w pozby│ siΩ mnie za pomoc▒ railguna. Tego by│o za wiele!
Wlaz│em wy┐ej, aby dostaµ rakietnicΩ i nΩkaµ wroga z g≤ry. Kilka
razy pociski chybia│y, ale w ko±cu jeden trafi│ wprost w blade
cielsko zawodnika. Remis! Mia│em przewagΩ, bo zn≤w jestem na
g≤rze. Tym razem pociski Anarkiego dosiΩgnΩ│y mojej osoby. Ach! Co
za b≤l! |